Nocna Gra - Część II
Bladowłosa. Frustrująca piękność. Intrygująca istota, będąca powodem mojego totalnego, umysłowego i cielesnego odlotu.
Jestem
człowiekiem o całkiem pokaźnym doświadczeniu. Oczywiście nigdy nie
kierowałem się w swoich miłosnych podbojach ilością, jednak kobieca
różnorodność, jakiej zdołałem zasmakować – pokazała mi różne strony
rozkoszy. Nie ma przepisu na dobry seks. Tak samo jak nie ma jasnego
przepisu na miłość. Ja jednak, wpatrzony jak idiota w zostawioną przez
nieznajomą kartkę, nie mogłem skupić myśli w racjonalny sposób. Czułem
się podekscytowany i skołowany zarazem.
Ambiwalentny stan
wewnętrznej niepewności. Z jednej strony stan powodujący lekki niepokój,
z drugiej subtelne łaskotanie w dole brzucha. Zwłaszcza na myśl, że
jeszcze kilka godzin temu w tymże właśnie dole, kobieca bogini
realizowała swój misterny i wdzięczny plan swoim magicznym językiem,
doprowadzając mnie do granic seksualnej przyjemności.
Kończąc
wewnętrzne dywagacje, skierowałem się do hotelowej łazienki – w celu
orzeźwienia pod strumieniami lekko chłodnej wody prysznica. Zebrałem
rozrzuconą po całym pokoju garderobę, ubrałem się i skierowałem prosto
do hotelowej recepcji – licząc po cichu, że uda mi się zdobyć jakieś
informację o tajemniczej Bladowłosej. Niestety skończyło się jedynie na
próbach zdobycia jej nazwiska, zgaszonych szybko całą ilością regułek o
zasadach poufności. Nie dziwiło mnie to. Nawet nie chciałem naciskać
bardziej, ponieważ sam fakt, że nie wiem z kim spędziłem noc stawiał
mnie w roli sfrustrowanego idioty.
A idiotą z pewnością nie byłem.
Nie
umknął mi subtelny uśmiech recepcjonistki, radośnie kończącej rozmowę w
sposób tak sprawny, że na pewno nie pierwszy w jej zawodowej karierze.
Nie umknął mi fakt znajomości hotelowej kubatury pomieszczeń przez
Bladowłosą do tego stopnia, że potrafiła paradować po pokoju w zupełnej
ciemności z gracją człowieka, mieszkającego tam niemal od zawsze. Nie
umknął mi fakt zerowego zaskoczenia taksówkarza, mimo kuriozalności
sytuacji wybranego przez Bladowłosą kursu. To wszystko było proste w
swojej trudności. Nie byłem pierwszy. A Bladowłosa nie była nieznaną
osobą w towarzystwie, w którym się znalazłem wczorajszej nocy.
Teraz czas na moje trzy cele. "Odnalezienie nieznajomej. Przejęcie Kontroli. Rozkosz".
Obiecałem
sobie zostawić jej taką samą kartkę - w równie kuriozalnych, acz
przyjemnych okolicznościach. Swoje poszukiwania zacząłem bardzo
metodycznie. Skoro istniała możliwość, że nieznajoma - jest jak
najbardziej znajoma hotelowym pracownikom – może łączy je nie przelotna
relacja pomiędzy klientem a obsługą, a związek zawodowy w pełnym tego
słowa znaczeniu. Wklepałem nazwę hotelu, poszperałem kilka minut i
sprawdziłem zarówno zespół hotelowych pracowników, jak i zarząd spółki
będący właścicielem obiektu. Prezesem był facet. Tak samo jak dwóch
pozostałych członków zarządu. Jednak moim oczom ukazało się imię i
nazwisko jedynej, widniejącej w KRS kobiety – Leny Koterskiej –
widniejącej jako prokurent. Z jednej strony był to strzał na ślepo, z
drugiej jednak uwielbiałem w sobie intuicyjną zdolność trafiania w
sedno. I to w różnorodnych sytuacjach życia codziennego. Natychmiast
skopiowałem personalia w wyszukiwarkę popularnych mediów
społecznościowych. I eureko. Oto i ona. Nie zobaczyłem co prawda wiele.
Nie miała pokaźnej ilości zdjęć. Co ciekawe i zastanawiające zarazem –
jej profil mimo, że publiczny, był jakby to ująć – nieoczywisty. Duża
ilość znajomych, ale wielu z nich było obcokrajowcami. Zdjęcia dodane
maksymalnie pół roku wcześniej. Zamieszczane przez nią treści były
perfidnie banalne. Banalne w sposób zupełnie sprzeczny wobec charakteru
Bladowłosej, z jakim starłem się nocą. Moja wrodzona podejrzliwość,
ustąpiła miejsca ciekawości. W końcu nie każdy był biegły w obecnych
trendach tworzenia cyfrowego wizerunku. A może sama dziwność wczorajszej
sytuacji, kazała mi sądzić, że Lena była mistycznie ciekawą
osobowością, co niekoniecznie musiało być prawdą w codziennym życiu? Tak
czy owak, zadowolony z odkrycia, postanowiłem, że pójdę krok dalej.
Postanowiłem
się wybrać do restauracji, pod którą ją poznałem. Ale nie dzisiaj.
Owszem, byłem zaintrygowany, żądny kolejnych wrażeń i chętny aby pokazać
jej na co mnie stać. To niemal automatyczna, męska potrzeba rewanżu i
odzyskania kontroli. Ale nie byłem też prostackim frustratem. Chciałem
pograć w jej grę, zachowując jednak pełnię swojej dżentelmeńskiej
natury. Nie chcę jej osaczyć. Chce ją poznać. Dla człowieka, który nigdy
nie bywa niczym zaskakiwany – objawiła się wczorajszej nocy niczym
święty graal dla niedopieszczonego umysłu. Zająłem się obowiązkami i
postanowiłem, że odwiedzę restaurację pod koniec następnego tygodnia.
Lena, mająca ścisły związek z hotelowym gniazdkiem naszych igraszek,
musiała z pewnością często bywać w okolicznych przybytkach usługowych.
Ciekawe jak często realizowała podobne podboje.
Ilość codziennych
obowiązków biznesowych sprawiła, że dni mijały bardzo szybko. Zdołałem
już ochłonąć z podniecenia nieznajomą, która po poznaniu imienia stała
się dla mnie nieco bardziej ludzka i zwyczajna. W końcu to co nieznane -
intryguje nas najbardziej. Teraz ja mam przewagę wiedzy w naszym
ewentualnym kontakcie. Wraz z wybiciem piątkowego popołudnia rozpocząłem
przygotowania. Nie miałem pewności, że w ogóle ją tam zobaczę. Jeśli
jednak moja intuicja prowadzi mnie prawidłowo - muszę zaskoczyć ją w
równie intrygujący sposób. O ile oczywiście nie zniechęci się faktem, że
ją odnalazłem. W końcu czasem ludzie robią szalone rzeczy pod wpływem
chwili, lecz bywa, że kolejnego dnia chcą o nich jak najszybciej
zapomnieć. Ubrałem się tak, aby czuć się jak najbardziej swobodnie.
Cienkie eleganckie spodnie oraz koszula koloru smolistej czerni,
subtelny pasek, nieprzesadnie eleganckie pantofle oraz klasyczna Omega
na skórzanym pasku, będąca jedynym kolorystycznym szaleństwem całego
zestawu. Prosto, klasycznie i z klasą. Tak jak lubię. Tym razem nie
wybrałem się na miejsce piechotą. Do realizacji mojego planu przyda mi
się środek transportu, a że nie mam zaznajomionego w dziwne gry
damsko-męskie taksówkarza - własne auto będzie najsensowniejszym
wyborem.
Na miejscu znalazłem się o dokładnie takiej samej
godzinie jak podczas pamiętnego papierosa z nieznajomą. Zaparkowałem
auto kawałek dalej za restauracją i udałem się niespiesznym krokiem do
wnętrza, uważnie obserwując czy Bladowłosa nie koczuję gdzieś na
pobliskich ławkach. W środku był tłum adekwatny do dnia tygodnia, a
wszyscy sprawiali wrażenie zaangażowanych rozmową w najważniejsze sprawy
naszego świata, prezentując wigor proporcjonalny do wypitych trunków.
Szukając kogoś - najlepiej zacząć od ołtarza każdego przybytku, w którym
można nie tylko zjeść, ale i wypić - czyli od baru.
- Co
podać? - rzekł barman równie szybko, jak czas trwania efektownego szlifu
studenta, potykającego się właśnie przed restauracją o pokaźny
krawężnik.
- Dzień dobry! Dziś zacznę z przytupem. Poproszę wodę niegazowaną.
Barman
z nieskrywanym uśmieszkiem nalał efektownie wodę do szklanki,
klasyfikując mnie zapewne jako kierowcę - jednego z mało nadających się
do samodzielnej jazdy gości restauracji.
- Dziękuję! -
odparłem delektując się chłodem wody, gasząc tym samym pragnienie
palące mnie od kilku chwil. - Nie widział Pan może zgrabnej kobiety o
popielatych włosach? Lena zawsze ma w zwyczaju zgubić się gdzieś w
tłumie, a zaraz mieliśmy jechać…- zagaiłem stosując mały taktyczny
haczyk sytuacyjny.
- Lena? Pewnie kręci się przy swoim stoliku na piętrze... jak zawsze.
- Dzięki za pomoc - odparłem z uśmieszkiem godnym agenta 007 w latach swojej największej świetności.
Czyli
jednak bywała tutaj często, skoro barman znał jej imię. Otóż trzeba
przyznać, że jeśli ktoś może pomóc Ci w odnalezieniu kogoś w lokalu -
może być to tylko barman. Z dwóch powodów - po pierwsze zawsze ma
styczność z większością klientów (a już na pewno tych stałych), a po
drugie większość z nich posiada pewną zdolność, nabytą w zawodowym
doświadczeniu, jaką jest tzw. syndrom barmana. Zlokalizowanie
pracowników w centralnie umieszczonym barze - wyrabia w nich
automatyczną zdolność do przesiewania informacji oraz rejestrowania tego
co dzieje się w otoczeniu z niebywałą precyzją. Ciekawe, prawda?
Dopiłem
resztkę wody i udałem się dziarskim krokiem piętro wyżej. Rozejrzałem
się subtelnie wokół, lecz nie udało mi się nigdzie zlokalizować mojej
nocnej zguby. Z lekką rezygnacją zszedłem po schodach, skierowałem się
do wyjścia…aż nagle poczułem czyjąś dłoń na swoim pośladku. Odwróciłem
się z niesmakiem sądząc, że to pewnie jakaś kobieta, myląca swego
małżonka w przypływie alkoholowego rauszu. Jednak myliłem się. To była
ona. Lena Koterska we własnej osobie.
- Szukasz kogoś? - zapytała wesołym, lekko ironicznym tonem.
-
Tak! Zdarza mi się gubić swoje partnerki. Najczęściej gubią mi się w
hotelach, w piątkowe noce...dasz wiarę? - odpowiedziałem równie
prześmiewczo, lecz z odrobiną pojednawczego ciepła.
Wtedy też
dostrzegłem jej uśmiech. Była inna niż tamtej nocy. Oczy jej błyszczały,
nie było w niej żadnego śladu zdenerwowania czy napięcia. Może to efekt
drinkowego relaksu, a może po prostu miała dobry dzień.
- Zapalimy? - rzuciła nie komentując mojego przytyku.
-
Mnie nie trzeba namawiać! - uśmiechnąłem się równie serdecznie co ona i
pozwoliłem sobie na odrobinę śmiałości, łapiąc ją za rękę i
przeciskając się przodem przez tłum, odgradzający nas od wyjścia z
restauracji.
Tym razem to ona poczęstowała mnie cienkim Marlboro, oferując jednocześnie ogień ze zgrabnej, złotej, żarowej zapalniczki.
- Nie byłem pewien czy dzisiaj Cię tu spotkam.
- To oznacza, że na to liczyłeś? - uśmiech cały czas towarzyszył mojej rozmówczyni.
- Oczywiście. Mam dług do spłacenia.
- Dług?
- Owszem. Nie słyszałaś o zasadzie wzajemności?
-
Ależ mój drogi…to nie prostytucyjny układ, w którym ktoś za coś płaci, a
ktoś czegoś wymaga. Tamtej nocy zrobiłam dokładnie to, na co miałam
ochotę. Czy to Ci uwłacza?
- Uwłacza? Ależ skąd. Po prostu lubię zaskakiwać na równi z tym, jak być zaskakiwanym. Jeśli mi pozwolisz…
Bladowłosa już szykowała dla mnie ewidentnie ciętą ripostę, jednak przerwał jej dźwięk dzwoniącego z małej torebki telefonu.
- Przepraszam Cię na chwilę, muszę odebrać - rzuciła śpiesznie
odchodząc kilka kroków, ewidentnie nie chcąc żebym był świadkiem
rozmowy.
Ciekawe. Może to stęskniony mąż szuka właśnie
Bladowłosej zguby na równi ze mną. To miałoby sens. Takie kobiety jak
Lena, zwykle mają już poukładane życie prywatne. Oczywiście zdarzają się
wyjątki, zwłaszcza wtedy jeśli jedyną miłością kobiety jest kariera.
Bladowłosa wróciła do mnie dopiero po 10 minutach, zmuszając mnie tym
samym z nudów do drugiej dawki nikotyny. Co dziwne - po powrocie była
bardzo wzburzona. Teraz przypominała dokładnie tą kobietę, jaką miałem
okazję poznać tydzień temu. Ten sam silny, lecz lekko zmieszany wzrok,
wskazujący na dużą ilość piętrzących się w głowie myśli.
- Wszystko w porządku? - zapytałem z grzeczności.
- Tak. W porządku. - odparła tonem równie przekonującym, co paskudne etykiety papierosów - mające rzekomo odstraszać od nałogu.
- Nie wiem czy to dobry pomysł - dodała po chwili. - To była wspaniała noc, ale lepiej żebyśmy nie utrzymywali kontaktu.
Poczułem
się lekko zmieszany. Może to wyrzuty sumienia, po telefonie od
martwiącego się o nią męża. Z drugiej strony czy gdyby miała kogoś na
stałe, to byłaby co tydzień samotną bywalczynią pobliskich restauracji?
Całość tej historii ciągle nie trzymała się kupy.
-
Słuchaj…nie wiem co jest w tej sytuacji dobre, a co złe - bo
zupełnie Cię nie znam, więc nie wiem co Cię trapi - rzekłem tonem
człowieka potrafiącego przekonać kamień do tańca latino. - Wiem jednak,
że mam na dzisiaj dla nas pewien plan i chciałbym go zrealizować.
Jednak mam też warunek. Nie zadawaj pytań i zdaj się na mnie.
Jesteś w stanie na to przystać? - kończąc wypowiedź uśmiechnąłem się do
niej serdecznie, niczym w kojącym, uspokajającym geście.
-
Zgoda - powiedziała Bladowłosa niepewnie, ale ewidentnie łaknąc
kontynuacji naszego spotkania. Mógłbym przysiąc, że przez ułamek sekundy
znowu widziałem w jej oczach ten radosny błysk, co jeszcze kilka
chwil wcześniej, przed niefortunną rozmową telefoniczną. - I przepraszam
Cię, że się nie przedstawiłam. Jestem…
- Lena. Wiem. Też mi miło - wystrzeliłem jak z procy. - I mam jeszcze prośbę, będącą jednocześnie warunkiem.
- Jaką? Zapytała zupełnie wybita z tropu tym, że znałem jej imię.
- Lena. Proszę. Nie mów już dzisiaj niczego więcej.
Bladowłosa
skinęła głową uśmiechając się przy tym jak ktoś, czekający na pokazanie
urodzinowego prezentu. Złapałem ją ponownie za rękę i powoli
prowadziłem do mojego auta. Z jednej strony można by całą tą historię
uznać za naiwną. Ale z drugiej - i tak od początku była scenariuszem
kina klasy B. Kurewsko przyjemnego kina. Otworzyłem jej drzwi, a kiedy
usiadła wygodnie - wyjąłem ze schowka pierwszy prezent, jaki
przygotowałem dla niej dzisiejszego dnia. - czarną, nieprześwitującą
opaskę na oczy. Popatrzyła na mnie w geście niemego zapytania, odparłem
więc, że to część dzisiejszej gry. Nie wiem czy to kwestia jej odważnej
natury, czy wręcz perwersyjnego skrzywienia do robienia ryzykownych
rzeczy - lecz bez wahania założyła opaskę, pozwalając mi sprawdzić czy
leży wystarczająco dobrze tak, aby nie dostrzegała nic co dzieje się
poza nią.
Ruszyliśmy w podróż. Spokojnie i niespiesznie. Nie
chciałem jej stresować agresywną jazdą. Mimo wszystko chciałem żeby
czuła się komfortowo z obcym mężczyzną, który znał jej imię - nie
podając swojego. Poprzednim razem sądziłem, że podróżujemy z
przypadkowym kierowcą taksówki. Domyślając się po czasie, że tak nie
było - dla niej również mógł być to czynnik stresogenny. Ja jednak czy
to się komuś podoba czy nie - lubiłem zabawę, ale ludzie w moim
towarzystwie zawsze mieli czuć się przy mnie bezpiecznie i komfortowo.
Zwłaszcza, że nieznany cel podróży mojej pasażerki - był dla niej
wystarczającą zagwozdką.
Była ciepła, letnia noc. Wieczorami
lubiłem jeździć z delikatnie uchylonymi oknami, delektując się
subtelnymi powiewami leśnych zapachów - bogatych na trasie do naszego
głównego celu. Lena była posłusznie milcząca. Zauważyłem jednak, że po
20 minutach jazdy zaczęła się delikatnie, acz niespokojnie wiercić w
swoim fotelu. Postanowiłem ją lekko zrelaksować kojącym i lekko
mistycznym utworem "Portishead - Roads" - pozwalając sobie również na
kolejną śmiałość dzisiejszego dnia - tym razem w postaci mojej dłoni
sunącej delikatnie po jej kolanie oraz wewnętrznej części uda…Lena
zadrżała. Fakt jazdy automatem dawał mi słodką przewagę w braku
konieczności skupiania się na standardowych czynnościach prawej ręki
podczas jazdy, dlatego bez stresu zagłębiałem się powoli wyżej, pod
delikatny materiał jej czarnej, lecz niezbyt długiej sukienki. Czułem
bijące ciepło z pomiędzy jej nóg. Rozchyliła je subtelnie niczym w
geście zaproszenia, lecz ciągle jednak w sposób wskazujący na niepewność
oraz lekkie spięcie całego ciała.
Idealnie.
To
oznacza, że pewna siebie Bladowłosa również potrafi czuć niepewność, a
to właśnie to uczucie, będzie budowało dzisiaj największe podniecenie.
Tak jak budowało je ostatnim razem.
Wraz z kończącym się muzycznym
utworem dotarliśmy na miejsce. A miejscem tym była moja życiowa
przystań. Mały azyl w postaci letniskowego domku nad jeziorem. Żyjąc w
mieście pełnym biznesowych obowiązków i stresów - chciałem mieć miejsce,
do którego mogę uciec w każdej chwili umysłowego zmęczenia. Na tyle
daleko, żebym nie wrócił z powrotem piechotą oraz żeby mieć złudne
poczucie ucieczki przed światem, który otaczał mnie każdego dnia.
Lena
drgnęła delikatnie w momencie kiedy zaparkowałem samochód tuż przed
wejściem do domku, na zamkniętej, ogrodzonej działce. Podszedłem do jej
drzwi, złapałem za rękę i powoli prowadziłem do wnętrza - wciąż nie
zdejmując opaski. Kiedy wchodziliśmy po schodach złapałem ją za drugą
rękę, uspokajając i kierując werbalnie ruchy jej diabelnie zgrabnych
nóg, udekorowanych seksownymi szpilkami, podkreślającymi ruchy jej
kształtnych bioder. Sięgnąłem po klucz schowany w pomysłowym miejscu
obok drzwi - i wprowadziłem ją do środka. Domek był niewielki, urządzony
jednak z gustem i przełamaniem tradycjonalności i nowoczesności. W
środku było ciemno. Po wejściu zapaliły się jedynie klimatyczne mini
światła przypodłogowe, tak aby w ferworze pijackich manewrów, nie wrócić
z kontuzją dolnych kończyn, poobijanych o ewentualne ranty meblowego
wystroju. Kazałem stanąć jej w miejscu i udałem się do zestawu audio,
aby odpalić utwór "Portishead & Tricky - Hell Is Around The Corner" -
moim zdaniem pasujący do całości sytuacji i będący godną kontynuacją
muzycznych doświadczeń podczas trasy. Stanąłem za jej plecami.
Odsłoniłem kark pośród bujnych włosów, gładząc dłonią szczupłe ramiona.
Czując gęsią skórkę na jej lekko opalonym ciele, złożyłem pocałunek na
jej szyi, w sposób tak delikatny, że aż abstrakcyjny i zupełnie
kontrastowy wobec naszych wcześniejszych doświadczeń. Nie chciałem się
odgrywać. Nie chciałem odtwarzać tych samych doznań. Chciałem, żeby
dzisiejsza historia była inna. Wychodzę z założenia, że głęboko w nas
tkwią różne emocje, zależne od dnia, sytuacji i nastroju. Cały czas
miałem w głowie jej niedawny, niepewny wzrok - pełen trudnego do
opisania niepokoju. Dzisiaj chciałem jej coś dać. Coś zupełnie innego,
coś czego się nie spodziewa. Albo czego już nie pamięta.
Nie
przestając całować jej szyi, zacząłem powoli rozwiązywać sznurki jej
sukienki, pozwalając tym samym opaść jej swobodnie na ziemię. W dalszym
ciągu nie zdjąłem jej opaski z oczu, chcąc przedłużyć do maksimum moment
odkrycia kart miejsca w jakim się znajdujemy. Stanąłem naprzeciwko niej
i tym razem złożyłem pocałunek na jej jedwabnych, pomalowanych czerwoną
szminką ustach. Delikatnie. Z uczuciem pełnym szacunku, godności i
ognistej namiętności. Słysząc jej delikatny jęk, wiedziałem, że
odnalazłem rytm, w którym kompletnie się zatraciła. W tej samej chwili
obejmując ją jednocześnie w talii - przesuwałem się razem z nią w
kierunku dużego, sypialnianego łóżka. Z odpowiednim do sytuacji i rytmu
grającej muzyki pietyzmem - położyłem ją na łóżku we właściwej dla mnie
pozycji. Rozchyliłem jej ręce na całą szerokość łóżka, szepnąłem do
ucha, aby się po raz kolejny nie ruszała i przypiąłem jej dłonie do
łóżkowej konstrukcji, odpowiednio przygotowanymi wcześniej kajdankami.
Czułem, że znowu delikatnie drży czując niepewność - ale wtedy dla
równowagi zdjąłem jej opaskę, patrząc w jej piękne, zdezorientowane
pomimo ledwo widzialnego światła oczy. Pocałowałem ją jeszcze raz.
Równie namiętnie i delikatnie jak ostatnio. Jakbym złożył pieczęć swoich
dobrych zamiarów i dogłębnego zaangażowania w fakt jej dobrego
samopoczucia i paradoksalnego bezpieczeństwa, jakie chciałem żeby czuła
oprócz dreszczy niepewności. Zacząłem zdejmować z niej bieliznę.
Delikatnie, nieśpiesznie. W tej chwili była niczym cukierek, którego
sreberka pozbywałem się licząc na słodki, rozpływający się w ustach
środek i nadzienie. Kiedy była już zupełnie naga i z ułożonymi przeze
mnie nogami, bezczelnie pokazującymi jej mokrą z podniecenia kobiecość -
wstałem i zacząłem się rozbierać. Powoli rozpinałem guziki koszuli
patrząc jej głęboko w oczy. Pomimo tego, iż wiedziała, że nie może się
ruszyć - zaczęła się wiercić chcąc dotknąć mojego ciała, odkrywającego
się coraz bardziej z każdą sekundą. Kiedy byłem już w pełni nagi -
wróciłem na łóżko kładąc się na niej i nieśmiało drażniąc szparkę swoją
męskością podczas namiętnych pocałunków jej ust. Z każdą chwilą
zmierzałem coraz niżej, dbając o każdy zakamarek przebytej drogi,
przygryzając delikatnie nabrzmiałe sutki, przesuwając językiem po
drżącym brzuchu…Aby na koniec zdecydowanym ruchem złapać jej rozchylone
nogi i wpić się ustami oraz językiem w jej ociekający skarb. Byłem
bardzo konsekwentny i zaangażowany. Ssałem, drażniłem, lizałem. Moje
zwinne palce drążyły ją od środka, szukając najbardziej czułych punktów,
doprowadzając ją do coraz głośniejszych jęków. Pieściłem ją wszędzie.
Osaczyłem ją dotykiem moich dłoni, palców i języka. Zdominowałem ją nie
niepewnością, a różnorodnością bodźców. Docisnąłem jej subtelnie brzuch,
w tym samym czasie penetrując ją dwoma palcami od środka i przygryzając
wargi ustami. Multiwersum doznań z jakimi się zmagała, w połączeniu z
niemożliwością ruszania rękami, była prostą drogą do szczytu jej mokrej,
drżącej ekstazy. Jęk jaki wydobył się z jej ust był niemal niczym
spazmatyczny krzyk. Jednoczesna prośba o zakończenie i ponowne
rozpoczęcie dzisiejszej przygody. Jak starcie spokoju z niepokojem.
Zacisnęła uda tak mocno, że jej skóra napięła się w piękny i
majestatyczny sposób na jej brzuchu, pośladkach i udach - tworząc
najpiękniejszy obraz spełnienia w męskich oczach, doceniających kobiece
piękno. Nie chciałem przerywać jej odczuć. Poczekałem kilka chwil, żeby
na koniec złożyć kolejny pocałunek, Tym razem pieczętujący jej
prawdziwy, mocny i szczery orgazm. Opadła. Jej oddech zwolnił. Lecz ja
wcale nie miałem zamiaru zwalniać. Byłem gotowy na więcej. Chciałem
poczuć ją całym sobą. Kończąc pocałunek - zwolniłem ją z kajdankowych
więzów - uwalniając jej dłonie i dając pełną swobodę. Rzuciliśmy się na
siebie. To już nie była gra. To był taniec dwóch spragnionych,
wdzięcznych sobie ciał. Kochaliśmy się mocno i stanowczo, pieprząc się
jako przerywnik, a nie jako główny punkt programu. Posuwałem ją z
niepohamowanym napaleniem zarówno klasycznie, jak i od tyłu - dociskając
do siebie silnym chwytem jej włosów. Jej dłonie pieściły moje ciało,
głaskając i drapiąc na przemian, chcąc podziękować za każdy ruch, za
każdą sekundę wzajemnego, seksualnego szaleństwa.
Łóżko. Podłoga. Krzesło.
To
ostatnie wieńczyło naszą wspólną drogę do szczytu. Trwało to wręcz
niewyobrażalnie długo. Jakby nasze ciała bały się dojść, żeby tylko nie
przerwać tego magicznego porywu fizycznej miłości. Jej soki spływały po
mojej męskości, udowadniając najwyższy stopień podniecenia i zachęcając
do dalszej zabawy. Siedząc na mnie okrakiem całowaliśmy się jak szaleni,
atakując się wzajemnymi pieszczotami naszych dłoni. Tuż przed końcem
moje dłonie sterowały jej ciałem w pełni, zaspokajając mojego kutasa
każdym ruchem w dokładnie taki sposób jak chciałem. Poruszała się na
mnie siedząc okrakiem na starym, lecz na szczęście bardzo mocnym dębowym
krześle. Złapałem ją za szyję w momencie kiedy zaczęliśmy oboje
dochodzić. Mocno jak jeszcze nigdy dotąd. Nasz spazmatyczny jęk odbił
się echem po drewnianych ścianach letniskowego domu, a rozlewające
ciepło naszych orgazmów wypełniło ją po brzegi, dając uczucie niemal
palącego ognia rozkoszy. Patrzyliśmy sobie w oczy. Głęboko. Mocno.
Jakbyśmy odnaleźli się po wielu latach życiowej, bezskutecznej tułaczki.
Dziękowaliśmy sobie równie długo namiętnymi, acz niesamowicie
delikatnymi pocałunkami. Byliśmy tak wycieńczeni, że wróciliśmy na
łóżko, żeby po kilkudziesięciu stukach wiekowego zegara, stojącego w
przedpokoju - zapaść w błogi i bezgraniczny sen.
Zbudziło mnie
silne światło, przedzierające się dziarsko przez okiennice domku.
Spojrzałem obok - lecz miejsce, w którym jeszcze niedawno leżała
roznegliżowana piękność było puste. Wstałem na równe nogi, nałożyłem w
pośpiechu bokserki i zrobiłem szybką rundę po pozostałych
pomieszczeniach, wychodząc aż na podwórko po bezskutecznych
poszukiwaniach Bladowłosej.
Kurwa. Nie wierzę. Znowu to samo.
Inaczej
wyobrażałem sobie dzisiejsze zakończenie. Kiedy Lena zdążyła się
niepostrzeżenie zmyć? Jakim środkiem transportu? Dlaczego tym razem nie
pozostawiła po sobie niczego? Teraz miałem jeszcze więcej pytań, niż po
ostatniej nocy. Na szczęście moim pocieszeniem było minimalne dopięcie
mojego postanowienia. Wstając nocą do toalety - wsunąłem jej do torebki
kartkę z obiecaną wcześniej treścią. Zważywszy jednak na to, co czułem
po naszej dzisiejszej, wspólnej nocy - dodałem do niej mały prezent w
postaci mojego numeru telefonu na odwrocie.
No dobrze. Teraz Twoja kolej Bladowłosa.
Komentarze
Prześlij komentarz