Świąteczna nieznajoma - część III
Gęsty dym moich ulubionych papierosów unosił się leniwie i z gracją, po
sam sufit dużej sypialni. Niedawno zamontowałem do niego kawałki lustra w
stylu glamour, ukazujące teraz odbicie ledwo widocznych sylwetek nagich
ciał, rozświetlonych migoczącymi wokół świecami. Nie lubiła papierosów.
W sumie wielu rzeczy nie lubiła, ale na tym punkcie była wybitnie
przewrażliwiona. Dla niej był to tylko duszący smród niszczący zdrowie,
dla mnie odpychający smak codzienności, równie duszący - co pociągający w
swojej prostocie. Zwykle nie robię innym na złość. Dzisiaj jednak mam
ochotę robić co mi się podoba, zwłaszcza, że Zielonooka miała nietęgi,
przytłaczający humor. Po powrocie z pracy i szybkich, oddzielnych
prysznicach - położyliśmy się na łóżku niczym figury na kartach do gry,
komunikując tym samym niczym nie podyktowaną niechęć do bliższych
kontaktów. Z każdym zaciągnięciem papierosa, czułem się wprost
proporcjonalnie bardziej zrelaksowany. W zupełnej przeciwności do
Zielonookiej, której teatralne machanie stopami w niedalekim sąsiedztwie
mojej głowy, miało zapewne zakomunikować irytację z tym związaną.
- Nie za dobrze Ci? - Rzuciła zirytowana Zielonooka tonem równie dobitnym, co tegoroczne podwyżki prądu.
- Hmm...stwierdzenie, że jest mi za dobrze, to luksus, którego doznałem
ostatnio kilka lat temu, po tym jak w moje urodziny dostałem zapas
ulubionej whisky na pół roku. – odparłem lekko rozbawiony.
- Zawsze masz na wszystko odpowiedź prawda? Nie sądzisz, że czasem lepiej nic nie mówić?
- A nie miałabyś wtedy pretensji, że milczę?
Tym
razem jednak to ona milczała. Choć patrząc właśnie na odbicie jej
kontrastowo wściekłej, acz wciąż pięknej buzi w odbiciu sufitowych
luster – milczała na moje szczęście. Każdy mężczyzna wie, że chamska
dyskusja z kobietą nie zwiastuje niczego dobrego. Ale prawdziwy
mężczyzna wie również, że czasem chamska prowokacja, ma na celu
przesunąć granicę emocjonalną Swojej rozmówczyni – którą dzisiaj
ewidentnie coś trapi, a która równie ewidentnie nie chce o tym
rozmawiać.
- Co Cię gryzie? - zapytałem odczekując taktownie
kilka chwil oraz rozpylając w geście pokoju mgiełkę odświeżacza
powietrza, o zapachu jabłka i cynamonu.
- Nic.
- Czy to "nic" dotyczy dzisiejszego dnia? - próbowałem dalej niewzruszony.
Ona
jednak również była niewzruszona, milcząc jak grób w geście
sprawiedliwego odwetu za robienie jej na złość. Ja jednak na szczęście
moje i jej – jestem równie uparty. Choć z uwagi na moje dobre intencje –
pasowałoby powiedzieć – konsekwentny w swoich poczynaniach.
-
Jeśli mi powiesz o czym myślisz, będę mógł Ci pomóc się z tym uporać. -
powiedziałem minimalnie przepraszającym tonem, dodając do mojego zdania
"kropkę nad i", w postaci delikatnego buziaka jej kostki znajdującej się
w zasięgu moich ust. Moja rozmówczyni lekko drgnęła czując mój gest w
mało spodziewanym miejscu. Ale jej delikatne westchnięcie, tym razem
brzmiało jak pojednawcza nuta, a nie znak wojny ostatecznej.
- Sądzisz, że to wszystko ma sens? - zapytała mnie niepewnie.
- Masz na myśli naszą relację?
- Tak. Męczy mnie dzisiaj dużo wspomnień. Czuje się tym wszystkim przytłoczona.
- Przeszłością czy teraźniejszością?
- Wszystkim. Nie masz wrażenia, że każda historia, którą przeżyliśmy lub przeżywamy, coś nam zabiera?
-
Zabiera? Masz na myśli świeże powietrze przez moje papierosy w
kontekście teraźniejszości? - rzuciłem dla rozluźnienia atmosfery.
-
Głupol. - odnalazła mnie wzorkiem w lustrze delikatnie się uśmiechając.
- Nie. Mam na myśli, że kiedy do kogoś się zbliżamy, zgadzamy się na
kompromisy, a kiedy coś nie wyjdzie, przesuwamy ciągle granicę tego, co
jesteśmy w stanie wytrzymać. I chcąc ochronić siebie, stajemy
się....coraz chłodniejsi....coraz mniej przypominamy dawnych siebie...
-
Jedni nazwą to stratą. A inni progresem. Odwracając sytuację, można
powiedzieć, że ludzie którzy nie zaznali smutku, goryczy i rozczarowania
– są emocjonalnie płascy. Nie dochodząc do dna, nie nauczymy się jak
wypływać. Nie sądzisz?
- A co jeśli mi się już nie chce pływać?
-
A jednak jesteśmy tu razem tu i teraz. Chcąc nie chcąc – nasze pierwsze
spotkanie było gestem i chęcią zmian. Nawet jeśli teraz czujesz strach.
Lub tęsknotę.
- Tęsknotę za czym? - zapytała zdziwiona.
- Za wspomnieniem. Lub za tym jaka byłaś. Kiedyś.
-
A co jeśli nie tęsknie za tym kim byłam, tylko za tym co czułam...a
przez to, przez co przeszłam już nie potrafię czuć tego samego?
- A
kto powiedział, że to co czułaś kiedyś było tym do czego naprawdę
dążysz? Zawsze po latach patrzymy łaskawszym okiem na wspomnienia.
Znając swoją historię, wiemy czego się po niej spodziewać. Pisząc nową –
podejmujemy nowe ryzyko.
Po słowie "ryzyko", Zielonooka
położyła swoją ciepłą dłoń na moim nagim udzie – nie zważając tym samym
na ryzyko rozwoju sytuacji, zmierzające wraz z moją rosnącą męskością
tym razem wprost proporcjonalnie daleko od powagi poruszanych tematów.
- Po co miałabym znowu ryzykować? Żeby cierpieć?
- A jeśli ryzyko to jedyna droga do przyjemności?
Moja
rozmówczyni postanowiła tym razem odpowiedzieć gestem. Gestem dłoni,
silnie zaciskającej moją męskość – która idąc drogą wspomnianego
wcześniej ryzyka, urosła tak szybko, jak malały wątpliwości
Zielonookiej. Nie jestem z tych, których trzeba długo zachęcać. Niemal
czytając sobie w myślach przesunęliśmy się na odpowiednią wysokość -
kładąc się na boku. Wpiłem się natychmiast ustami w jej ociekającą
sokami szparkę. Sam natomiast czułem ciepło okalające mojego kutasa w
sposób tak przyjemny, jak łyk gorącej czekolady w mroźny wieczór podczas
spaceru. Pieściliśmy się łapczywie i agresywnie. Z jednej strony
dociskałem swoje usta do coraz bardziej mokrej szparki, z drugiej
zacząłem ruszać biodrami w taki sposób, żeby wsuwać swoją męskość
głęboko w gardło swojej partnerki. Podobało nam się to. Wiliśmy się w
wężowym splocie pracy naszych ust i języków, wydając z siebie dźwięki
walki, lecz tym razem zdecydowanie fizycznej, a nie werbalnej. Kotłując
się w sensualnych ruchach francuskiej miłości, czuliśmy wyzwanie w tym,
kto dojdzie jako pierwszy. Zielonooka dławiła się mną naprzemiennie
pochłaniając twardy dowód mojego pożądania i liżąc go z każdej możliwej
strony. Ja natomiast uskuteczniałem językowy taniec, połączony z
dogłębną penetracją jej cipki - moimi równie zwinnymi palcami. Moja
partnerka nie była mi dłużna. Obciągała mi naprzemiennie ustami i
zwinnymi dłońmi z taką gracją i pożądaniem w oczach, jakby była
wygłodniała mojej męskości po wieloletniej, seksualnej ascezie. Niełatwo
jest przekuć złą sytuację i skojarzenia w coś dobrego. Jeśli jednak
dzisiaj poruszyliśmy temat emocjonalnego ryzyka, niech i to ryzyko
przeniesie się do sfery łóżkowego szaleństwa. Odepchnąłem od siebie
Zielonooką – odwracając sprytnym ruchem tyłem do siebie. Złapałem ją
wymownie za kark i wszedłem od tyłu w pełnym tego słowa znaczeniu. Bez
ostrzeżenia, lecz z odpowiednim wyczuciem wszedłem w jej drugą dziurkę,
słysząc jęk będący ewidentną formą aprobaty. Posuwałem ją coraz mocniej.
Zielonooka odwróciła głowę patrząc na mnie i kierując w tej samej
chwili dłoń do swojej cipki, w celu podwojenia swoich seksualnych
doznań. Nie trwało to długo. Mój każdy ruch twardego kutasa w analnej
rozkoszy, połączony z masowaniem łechtaczki wywołał oczekiwany,
orgazmowy spazm, a zaciśnięcie się jej całego ciała na mojej męskości -
doprowadziło mnie do wybuchu w tej samej chwili. Drżeliśmy mocno przez
dobre kilkanaście sekund, potwierdzając jednocześnie regułę, mówiącą o
tym, że rozmawiać można na wiele sposobów. I to z intensywnością
odpowiadającą ciężkości poruszanych tematów. Padliśmy ze zmęczenia obok
siebie, tym razem twarzami zwróconymi ku sobie. Emocje smutku i
rozdarcia – ustąpiły miejsca spełnieniu. Nawet jeśli było to spełnienie
pozorne, chwilowe i ryzykowne.
Ale bez ryzyka, z pewnością nie smakowałoby tak samo.
Komentarze
Prześlij komentarz